Historia powstania nazwy i logo Przytulne Wnętrze.

Ostatnio w pewnej grupie biznesowej na Facebooku padło pytanie, czy za nazwą naszych firm i wyborami logo kryje się coś więcej? Uświadomiło mi to, że Ty także nie znasz historii powstania nazwy, a logo Przytulne Wnętrze może być dla Ciebie przypadkowymi liniami. Jeżeli chcesz ją poznać, zapraszam ze mną do wehikułu czasu! Przeniesiemy się do samego początku Przytulnego Wnętrza, a nawet nieco wcześniej.

Jesteśmy!

Moja firma początkowo była zaplanowana, jako pomoc w aranżacji wnętrz. Firma wymarzona od dziecka. Tak mniej więcej w wieku 7 lat ją sobie wymyśliłam. W pewnym momencie, na początku studiów inżynierskich. Dodam, że na prywatnej uczelni, zapaliła mi się taka wielka, żółta żaróweczka! O, mniej więcej taka, jak w bajce „zaczarowany ołówek”, którą kiedyś uwielbiałam! Jestem projektantką wnętrz (miałam wtedy dokładnie ten zawód), studiuję dziennie, za te studia trzeba płacić. Zwykła praca odpada. Ależ to jest to, ta chwila, ta okazja! Spełnię swoje marzenie! Będę projektować, robić dokładnie to, co lubię, studia dzienne mi nie przeszkadzają, bo z klientem się umówię przed/po zajęciach, a projekty do szkoły i tak robię nocami! To jest to! Boję się, nie wiem jeszcze, czy się odważę… ale chcę! Tak bardzo chcę! Wtedy mój chłopak (aktualnie mąż) wspomniał mi o AIP, że jest coś takiego… Sprawdzam, ok, mogę wziąć udział, trzeba wypełnić formularz, przedstawić pomysł, opisać idealnego klienta itd. Tu następuje impuls – wypełniam (w końcu wieloletnie marzenie, coś tam poukładane mam), klikam „wyślij zgłoszenie”. Fundacja ma się zapoznać z pomysłem i dać znać, czy mnie przyjmą. A dla mnie to też weryfikacja pomysłu…

Mija godzina… Dzwoni telefon!

Niczego się nie spodziewając, odbieram. I słyszę:

„Dzień dobry, nazywam się xxx xxxx i chciałbym zaprosić Cię na spotkanie w dniu xxx, bardzo spodobał nam się Twój pomysł. Chętnie porozmawiamy, może od razu podpiszemy umowę o przyjęciu Cię. Zachwycił nas Twój entuzjazm, sposób opisania i to, że podałaś tak wiele szczegółów. À propos szczegółów… Jak chcesz nazwać firmę? Zresztą dobrze, porozmawiamy na spokojnie już dnia xxxx. Odpowiada Ci to? Oczywiście spotkanie jest niezobowiązujące”.

Odpowiadam tylko, że będę na pewno i miło mi to słyszeć. Mówiąc to patrzę w lustro, przyglądając się swoim, coraz większym, wypiekom na twarzy.

Rozłączam się i po chwili do mnie dociera: NAZWA?? Jak ja mam nazwać firmę??? O tym jakoś zapomniałam.

No i się zaczyna…. Czując podmuch deadline na nazwę i jednocześnie cały huragan entuzjazmu zaczynam myśleć…

Szukam słów i haseł kojarzących się miło z domem i wnętrzem. Myślę o miejscu, do którego chce się wracać. Pomysłów miałam kilkanaście (minimum). Do tego robię burzę mózgów na zasadzie „jakie chciałbyś/chciałabyś mieć wnętrze” Następnie odrzucam te, które mi się nie podobają, nie utożsamiam się z nimi lub okazują się zwyczajnie zajęte przez jakieś pracownie projektowe bądź mają zajętą (chociaż jeszcze pustą) domenę internetową. Pozostałe przechodzą przez selekcję: „podaj skojarzenia z (…)”. Z tych wszystkich odpowiedzi i własnej opinii wychodzi PRZYTULNE WNĘTRZE. Zajmuję się wnętrzami, mając nadzieję, że każde z nich jest takie, jak nazwa firmy… Chyba mi to wychodzi, bo mam klientów, a AIP mnie wcześniej przyjęło od razu na spotkaniu po 15 minutach rozmowy i pokazaniu dwóch projektów.

Jakiś rok później… I jeszcze trochę…

Wiesz, co nadchodzi? Olśnienie! Hej, studiuję architekturę krajobrazu! Dorzucę kolejną usługę! Projektowanie ogrodów, tarasów… (Jeszcze nie mogłam wtedy nic innego, nadal trwały studia…)
Świetnie, tylko co z nazwą, co z logo?? Nazwa zostaje. W końcu przytulne wnętrze nie musi się kończyć na czterech ścianach!

Przed zmianą logo wzbraniam się bardzo długo, zwyczajnie się boję! Poza pracą zmienia mi się również życie prywatne, chyba to dla mnie trochę za dużo. Z czasem zaczynam logo modyfikować, aż nadchodzi dzień, w którym mówię sobie „Zmieniam logo. Całkowicie. Ma mówić więcej o firmie i oddawać aktualną mnie, a nie tą sprzed lat”. Tu się aż prosi o zdanie z bajek „jak postanowiła, tak zrobiła”. Po remoncie mieszkania znajduję jakąś starą rolkę tapety. Odwracam ją, rozwijam na podłodze. Biorę czarny, gruby marker i zaczynam rysować cokolwiek, nie myśląc o rysunku, a o Przytulnym Wnętrzu, ogólnie wnętrzach i zieleni. W pewnym momencie (po zarysowaniu jakichś 2m2) zauważam, co rysuję. Okazuje się, że coraz bardziej upraszczam drzewa, krzewy, dom, kanapę, lampę i ławkę, z uporem rysowaną wśród krzewu różanego oraz… Wstawiam w różnych miejscach napis „Przytulne wnętrze”.

Ponownie zjawia się Olśnienie! To jest to – uprościć, połączyć ze sobą te elementy. Nie wszystkie oczywiście, ale coś wybrać! Nic bardziej nie będzie obrazowało mojego „ja” niż rysunki tworzone nieświadomie. Koniecznie trzeba to wykorzystać!

Teraz już wiem, co robię. Zaczynam zestawiać ze sobą widoczne elementy, modyfikuję je nieco. Tym sposobem powstaje kilka kombinacji. No dobrze, kilka w miarę udanych, bądźmy szczerzy. Reszta nie nadaje się do niczego. Szczególnie jedna z nich wpada mi w oko. Nie… To za mało! Wchodzi mi w oczy, w duszę, w głowę. Czułam, że to jest to i koniec!

Tu zaczynają się lekkie schody, bo co innego markerem po tapecie, a co innego wersja dla komputera… Ponownie z pomocą przychodzi ten sam Mężczyzna. Mianowicie… Dostarcza mi tablet graficzny, wycina odpowiedni kawałek tapety, układa odpowiednio i mówi, że teraz mogę się bawić i rysować, ile mi się podoba, a wszystko będzie od razu w komputerze. W krzywych, więc nie będzie trzeba nic przerabiać. Już znam możliwości tabletów tego typu, ale używałam go może raz w życiu… Kompletnie zapomniałam, że mogę z niego skorzystać.

Rysuję z zapałem przez co najmniej dwie godziny. Jednak pierwsza wersja, ta z tapety ciągnie mnie z siłą większą niż jądro Ziemi. Nie mam wyboru… Zostaję przy nim!

Daszek powstał z kolejnych uproszczeń – jesteśmy w miejscu, do którego chcemy wracać i które nas chroni, a drzewko wystające zza daszku jest już w naszym ogródku, dając nam stabilność i cień.
Jeżeli ktoś nie zna historii, również może powiązać daszek z aranżacją wnętrza, a drzewko z projektem zieleni. Zwłaszcza że całość zwieńcza pełna nazwa firmy. No niech będzie, nie zawsze jest nazwa. Favicon i miniaturka na Facebooku (https://www.facebook.com/PrzytulneWnetrze) napisu nie mają. Ale to strona internetowa, wizytówka lub ja sama odsyłam tam osoby zainteresowane.

Cały czas, z każdym dniem, piszę dalszy ciąg tej historii.. A Ty? Jaką skrywasz historię związaną z nazwą lub logo? Chętnie się dowiem!


Stwórzmy przestrzeń dopasowaną do Ciebie.

architektka krajobrazu, projektantka wnętrz
– Jolanta Nowak-Wicherska


5 Responses
  1. Klaudia

    Uwielbiam storytelling! To jest to, co tak naprawdę sprzedaje. Ta historia jest piękna i autentyczna. Z całego serca życzę powodzenia we wszelkich przedsięwzięciach.

  2. Super, byłaś konsekwentna w tym co robisz i to się po prostu opłaciło. A co do nazwy, to w tej branży jest naprawde zachęcająca (chociaz w turystyce też by kusiła… i w gastronomi.. w sumie wszędzie!!! :P). Gratuluje, że zrealizowałaś marzenia 🙂

Leave a Reply

Call Now Button